Vikingaliv – gdzie opowieść staje się rzeczywistością
Sztokholm praktycznie | Sztokholm moimi oczami
Do Vikingaliv (Muzeum Wikingów) czyli muzeum Wikingów wybrałam się dopiero niedawno.
Kiedy je otwierano w kwietniu 2017 roku ciągle miałam jeszcze wiele innych miejsc do odwiedzenia, zostawiłam je na później i jak się dowiedziałam to dobrze, bo od otwarcia muzeum się rozwinęło, w grudniu 2019 miałam zobacz je w pełnej, ponoć jeszcze ulepszonej wersja. Co ważne – jestem miłośniczką Wikingów, dość łatwo zachwycić mnie ich historią, ale jestem też wymagająca słuchaczką, trochę już poczytałam, pooglądałam i niełatwo mnie zaskoczyć faktami. Vikingaliv to się udało i to chyba najlepsza recenzja dla tego muzeum, ale po kolei.
Muzeum Wikingów mieści się na mojej ulubionej sztokholmskiej wyspie Djurgården. Można tam dotrzeć na kilka sposobów: jadąc tramwajem nr 7 lub autobusem 67, wtedy należy wysiąść na przystanku Liljevalchs / Gröna lund i zejść do portu Wasahamnen; przypłynąć promem do Allmänna gränd i przejść kilkaset metrów kierując się w lewo do portu Wasahamnen lub podjechać metrem do Karlaplan i dalej albo podjechać autobusem 67 albo przespacerować się piękną aleją od Karlaplan przez most na wyspę kierując się na prawo do portu (podziwiając po drodze muzea i parki do których zajrzymy później :). Muzeum jest otwarte dla zwiedzających codziennie od 10.00 do 17.00, od 1 czerwca do 31 września o godzinę dłużej czyli do 18.00. Ceny biletów: dorosły 159 koron, dziecko 7-15 lat 119 koron, dzieci 0-6 lat wchodzą za darmo, są też bilety dla seniorów i studentów oraz bilety rodzinne (2 + 2) za 495 koron. Korzystne jest też zwiedzanie grupowe (10 osób z oprowadzaniem), wtedy bilet na osobę wyniesie nas 129 koron.
Do muzeum dotarłam dość późno, bo przed 16.00, na dole przywitały mnie w kasie dwie dziewczyny w strojach z epoki życząc mi miłego zwiedzania i oferując pomoc w razie potrzeby. Po skorzystaniu z szatni już miałam zainstalować sobie na telefonie aplikację, by odbyć podróż w czasie z audioprzewodnikiem, kiedy usłyszałam dramatyczną opowieść wychodzącą z ust brodatego Wikinga. Przystanęłam więc podobnie jak para młodych ludzi i dałam się ponieść opowieści Ragnara, jak przedstawił się nam blondwłosy Wiking. To był dobry wybór, choć oczywiście nie jedyny, bo oprócz oprowadzania, które jest w cenie biletu i rozpoczyna się o każdej pełnej godzinie, muzeum można zwiedzać z audioprzewodnikiem lub samodzielnie zgodnie z własnym rytmem, potrzebami czy upodobaniami. Jednak nasza (bo grupka powiększyła się nam o jeszcze kilka osób) wyprawa z Ragnarem okazała się bardzo ciekawą, zajmującą i pełną humoru przygodą. I choć bardzo lubię sama nadawać rytm mojemu zwiedzaniu to przyznaję, że dawno tak dobrze się nie bawiłam jak podczas tego oprowadzania. Był czas nie tylko na żarty, ale też pytania, trzymanie miecza i nakładanie hełmu, siedzenie na tronie oraz wpatrywanie się w płonące ognisko wsłuchując w opowiadane historie.
Kiedy pożegnaliśmy Ragnara miałam jeszcze czas, by samodzielnie odbyć podróż w czasie i przestrzeni badając historie Wikingów, która, jak już wcześniej wspomniałam, zawsze mnie fascynowała. Oprócz historii konkretnej rodziny, mogłam przyjrzeć się najnowszym znaleziskom archeologicznym i posłuchać, co na temat Wikingów mają do powiedzenia naukowcy.
Obejrzałam stroje kobiet i mężczyzn pełniących różne role w społecznościach, zobaczyłam co jedli, czym się zajmowali, jak wyglądało życie w ich czasach. Miałam też okazję przeczytać fragmenty pięknej poezji i sag, zachwycić się wytwarzaną przez Wikingów biżuterią, przypomnieć sobie nordyckich bogów oraz zagrać w grę.
A to wszystko w lekko zaciemnionym pomieszczeniu, z odpowiednim oświetleniem i przy dźwiękach dopasowanych do każdego z odwiedzanych tematycznych miejsc (np. w dziale uzbrojenie można było usłyszeć odgłosy walki, w dziale życie na farmie odgłosy farmy etc.). Bardzo ciekawa jest też pełna rekonstrukcja wizerunku Wikinga na podstawie odkryć archeologicznych na terenie Skandynawii – okazuje się nim być blondwłosy mężczyzna średniego wzrostu i postury, raczej rolnik niż wojownik. Weryfikujemy więc swoje wyobrażenia w oparciu o źródła. Na deser czekała mnie jeszcze przejażdżka w podziemiach, a dokładniej podróż wagonikiem przez zainscenizowaną sagę Ragnfrid o życiu rodziny w czasie panowania Wikingów na terenie Europy. Fantastyczna opowieść oparta na źródłach historycznych, choć zawiera fikcję, jak większość sag o Wikingach.
W muzeum spędziłam ponad godzinę. Stanowczo za mało czasu jak dla mnie, więc na pewno tam jeszcze wrócę. Polecam Wam to muzeum do zwiedzania z dziećmi, myślę, że będą zachwycone. Muzeum organizuje także specjalne zajęcia dla grup dzieci, o czym więcej możecie poczytać na stronie www.thewikingmuzeum.com.Polecam zaproponować sobie minimum dwie godziny na zwiedzanie i przyjść na pełną godzinę, aby przybliżyć się do grupki z oprowadzającym. Warto! W muzeum produkcja się także restauracja z daniami nordyckiej oraz cudowny sklepik, który naprawdę trzeba odwiedzić. Należy jednak przyznać, że w muzeum nie zapłacimy gotówką, jedynie karta lub aplikacja swish. To ważne, by o tym nie zapomnieć, bo można potem odejść ze sklepu z kwitkiem. A to boli, szczególnie po tym jak wybrało kilka numerów książek o Wikingach, runach i poezji z tych czasów.