Salem Christoffera Carlssona
Czytam o Północy
Przyznaję, że to spotkanie było dość przypadkowe. Wracając z pracy uświadomiłam sobie, że mam niedosyt nowych historii i koniecznie potrzebuję jakąś usłyszeć. Pora była już późna, wokół panowała ciemność gdzieniegdzie rozjaśniona bladym światłem kilku samotnych latarni, nic więc dziwnego, że wybór padł na „Niewidzialnego człowieka z Salem”.
Zaintrygowana nazwą jednej z gmin leżących w regionie Sztokholm, w której dotąd nie postawiłam jeszcze swojej stopy, poczułam się jak odkrywca nieznanego i dość mrocznego lądu. W tej klimatycznej sytuacji niemożliwe było odmówić sobie spotkania.
Szczerze mówiąc ani Christoffer ani Leo nie byli raczej na nie gotowi. Szczególnie ten ostatni znajdował się w dość niestabilnej zdrowotnie (ciało i psyche), zawodowo oraz prywatnie sytuacji. Na dodatek zmagał się ze swoją trudną przeszłością prześladującą go w nawracających snach. Odsunięty od swoich zawodowych obowiązków, coraz bardziej staczający się w otchłań niepozamykanych spraw i zagłuszający poczucie winy, wstyd i nieprzepracowane straty sobrilem sprawiał wrażenie w ogóle nie zainteresowanego rozmową. Przekonał mnie jednak do siebie dobrym gustem muzycznym i nieoczywistymi znajomościami dotyczącymi ludzi i miejsc w Sztokholmie. Zdecydowałam się podążać za nim po niby znanych mi wcześniej ulicach, placach, parkach, stacjach metra, a jednak w jego towarzystwie nabierających zupełnie nowych cech i kształtów, nowej jakości. To lubię.
Christoffer zaś przekonał mnie do siebie, oprócz fachowej wiedzy kryminalistycznej, którą umiejętnie wykłada na sztokholmskim uniwersytecie (cóż mogę za to, że mam słabość do intelektualistów:) i branżowych nagród za realizację swojej pisarskiej pasji, umiejętnością płynnego prowadzenia mnie poprzez swój monolog wewnętrzny. A musicie wiedzieć, że podróż ta była trudna – rwana, chropowata nawet, czasem bywała zupełnie niezrozumiała, a nawet nielogiczna, wypełniona omamami wzrokowymi i słuchowymi, na pograniczu obłędu. To lubię.
Spotkanie okazało się więc zgodne z moimi oczekiwaniami, a panowie interesującymi partnerami rozmowy. Ale gdzie dokładnie się ono odbyło i z kim, nie pamiętam. Obraz rozmazał się i zniknął dokładnie tak, jak „Niewidzialny człowiek z Salem”.